No i mamy grudzień.
Pogoda od kilku dni mieszana - trochę zimy, trochę jesieni. Teraz świeci słoneczko (godz. 11,00), przed chwilą padał deszcz. Rano, kiedy szłam do sklepiku po zakupy, "samochodziarze" skrobali szyby. Taki jest grudzień - przynajmniej u nas, nad pięknym morzem Bałtyckim.
Mieszkam niedaleko od brzegu - może jakiś kilometr w prostej linii. Z balkonu, jak się wychylę, widzę morze i statki na redzie. Teraz jest tam szaro. Szarość nieba zlewa się z szarością morza. Tylko słoneczko oświetla nieco ten szary świat (dzisiaj).
Całą noc padało rzęsistym deszczem. W chwilach przebudzenia, przewracania się z boku na bok, słyszałam ciężko spadające krople deszczu na parapet.
Wczorajszy śnieg szybko zaczął topnieć od kropel deszczu i marznąć tworząc lodową "skorupkę" (rzecz znienawidzona przez kierowców - też jestem kierowcą).
Skąd magia?
Bez względu na wydatki - miesiąc kończy się magią Świąt Bożego Narodzenia.
Najpierw wszystkie dzieci czekają na Mikołaja. Chwilę potem rodzice dostają szału zakupowego (a może wcześniej - to te wydatki).
I nadchodzi chwila, kiedy wszystko się uspokaja, choinka ubrana, 12 lub więcej potraw na stole, rodzina (którą często widujemy tylko z okazji świąt - nie wnikając w szczegóły). Zapada dziwna cisza...
Ale, póki co mamy początek miesiąca grudnia - wszystko się jeszcze może zdarzyć! I od początku jest magiczny.
Koniec roku blisko. Marzymy, aby następny był lepszy od tego, nie gorszy. Załatwiamy zaległe sprawy - by NOWY ROK był z "czystym kontem". Niektórym się udaje, innym nie. Ale nie załamujmy się - grudzień to nie koniec świata.
Takich grudniów przeżyłam już 60 i żyję. I mam się całkiem dobrze. Dostałam pierwszą wypłatę emerytury i mam zamiar wykorzystać wszystko co zgromadziłam na koncie. Na złość politykom będę żyła 120 lat!!!! O!!!!!
I tym optymistyczny akcentem kończę dzisiejszy wpis.
P.S. Nie szalejcie z wydatkami! Nikt nie powiedział, że na Święta musi być BOGATO - wystarczy pamięć i dobry humor.
Pa!!! Idę na zakupy. Ha...ha...ha...
Sopot, 13.12.2016
Trzynasty grudnia to dla mnie dzień specyficzny - tego dnia urodził mi się braciszek (i wtedy był piątek), w prezencie pod choinkę. Jaki prezent chciałam, gdy rodzice zapytali, taki dostałam (hi...hi...hi...).
Różnie między nami bywało, ale do końca kochaliśmy się i w miarę potrzeby wspierali.
Teraz braciszka już z nami nie ma. Odszedł do lepszego świata prawie trzy lata temu. Pozostawił po sobie wspomnienia. Teraz pewnie nagrywa z góry swoją ciężką kamerą zmagania ludzi na ziemi. Kocham Cię Braciszku!
A tu na ziemi naszej ojczystej wiry i zawirowania świąteczne. W sklepach kolejki jak za dawnych, komunistycznych czasów. Normalnej kiełbachy nie kupisz nie stercząc z pół godziny. O karpiu już nie wspomnę. Ponoć dantejskie sceny odbywają się w sklepach za tą, jakże ulubioną przez nas, rybką. Nie powiem - ja też lubię karpia we wszelkiej postaci. Najlepszy jednak jest panierowany i usmażony na masełku. Pycha! Ale stać w kolejce nie będę. Kupię sobie po świętach.
Już dwa tygodnie nie byłam w LESIE.
Cały czas padał deszcz. Chodzenie po naszym lesie po błocie, z kapiącymi kroplami za kołnierz, nie należy do moich największych przyjemności. I motywacji tak za bardzo nie ma. Grzyby - zniknęły, widoczki - szarobure i nijakie, zioła jeszcze nie urosły. Żadnego interesu. Poczekam. Może spadnie śnieg i będzie milej?
Patrzę na swoje zakurzone szyby okienne i zastanawiam się, kiedy je umyć. Nie lubię zimowego mycia okien. Brrrrrr...... Poczekam chyba na ładniejszą pogodę. Może będzie cieplej? (!)
Miłych przygotowań do Świąt!
Sopot, 19.12.2016
Jak tam świąteczne wydatki? Pewnie "kasiora" wypływa z konta i portfela wartkim strumieniem. Cóż - taką mamy tradycję i ciężko to zmienić. Ja też nie uwolniłam się od nadmiernych wydatków biorąc pod uwagę, że mam 4 wnucząt + dwie wnuczki "przyszywane" (razem 6 sztuk). Ale typowych świąt w tym roku nie urządzam - pozostawiłam tę sprawę młodszym, czyli moim dzieciom. Są już wszak dorosłe i mogą matkę zastąpić.
A jakie są Wasze tradycje Wigilijno - Świąteczne?
U nas w rodzinie na Wigilijnym stole tradycyjnie pojawiał się barszcz czerwony z uszkami z grzybów własnoręcznie zbieranych, pierogi ruskie i z kapustą z grzybami, panierowany karp smażony, ryba po grecku, jakiś śledzik ( w occie, w oleju, w sosie śmietanowym "tatarskim", smażony w occie - różnie, zależnie od humoru, czasu i składników), ryba w galarecie lub pulpety rybne w galarecie (te małżonek zabronił mi robić bo przygotowanie zajmowało cały dzień), Obowiązkowo hektolitry kompotu z suszonych owoców. Na deser ciasta różnorakie. A specjalnie dla synka - wiadro sałatki jarzynowej (sałatkojad z niego straszny). Czasem podawałam grzybki smażone - wyjęte ze słoika lub zamrażarki. Te cieszyły się największym powodzeniem. Świeże grzyby w środku zimy? Ich największym amatorem był mój Ś.P. Braciszek - sam nie lubił grzybów zbierać, ale jeść! Znikały w oka mgnieniu.
Na dni świąteczne przygotowywałam jakieś pieczenie na zimno, np. schab z oczkami (nadziewany suszonymi śliwkami i morelami), karkówka, pierś z indyka lub (luksus) gęsi, wędlinki różne (cieszyły się mniejszym powodzeniem niż pieczenie).Na obiad prawie tradycyjnie kaczka w różnych odsłonach (z jabłkami, z pomarańczą, z nadzieniem gryczanym itp.).
Jak została ryba z Wigilii - to też lądowała na stole. Pierogi z reguły znikały podczas wieczerzy, choćbym nie wiem ile ich ulepiła (setki!). Stół zastawiony był prawie dwa dni, tylko dokładałam to co ubyło. Ale rozpusta!!!
Siedzieliśmy później obżarci po pachy i tylko stękali popijając resztkami kompotu z suszu.
Dobrze, że takie rozpustne Święta są dwa razy w roku.
Życząc spokojnych przygotowań - do zobaczenia. Idę gotować krupnik - wszak do Świąt musimy coś jeść.
Sopot, 23.12.2016
No i jutro mamy już Wigilię, potem dwa dni Świąt, kilka dni pracy i... Nowy Rok.
Ale ten czas zleciał.
W tym tygodniu trafiły się dwa słoneczne dni. I podziwiajcie moje samozaparcie - obiecałam umyć okna i umyłam.
Zamiast skakać po LESIE skakałam po stołkach i wokół szyb okiennych. Ale teraz przynajmniej widzę świat za oknem i niestety .... szarość. Od wczoraj znowu pada deszcz. Pewnie dlatego, że umyłam okna i na nowo muszą być zachlapane. W związku z tym oświadczam - samochodu nie myję! Niech go deszcz obmyje. Ja nie mam czasu ani siły.
Czasu nie mam bo muszę przecież poklikać między schabem, galaretą z nóżek, pilnowaniem męża (coby dobrze kąty sprzątał) i kota, żeby mi mięcha nie wyjadał.
A u Was jak? Pierogi polepione, barszczyk jest (lub insza zupa), rybka dojrzewa w galarecie i sosie pomidorowym? Pewnie tak.
Nie zabieram więc więcej czasu i
życzę Wszystkim zdrowia, słońca, radości i mnóstwa spełnionych marzeń pod choinką.
Sopot, 28.12.2016
Tyle przygotowań do Świąt i umknęły jak mrugnięcie okiem.
Pod względem pogody za oknem - dennie. Praktycznie cały grudzień padało, lało, lało, padało i tak w kółko. O spacerach mowy nie ma. Jakkolwiek mam świra na LAS to jednak na głowę nie upadłam, a z byka spadłam tylko raz (u babci jak byłam mała i byczek też był mały oczywiście). Nie będę taplała się w błocku, moczyła nóg i czekała, czy deszcz spłynie mi za kołnierz czy pozostanie na mojej bujnej czuprynie.
Co prawda dzisiaj słoneczko prześwituje i można by pójść na krótki spacerek, ale... samej mi się nie chce, a małżonek (cwaniak wziął sobie urlop do końca roku) woli lenić się przed telewizorem i wyżerać to co zostało w lodówce. W sumie nie dziwię mu się. Ma denną pracę, na dworze, po nockach. Marzył mu się cieplutki kocyk i podusia, i żona na wyciągnięcie ręki (nie ważne, że za ścianą, w drugim pokoju, klikająca własnie do Was). Jest blisko i to najważniejsza sprawa.
Spoglądam własnie za okno (jest godzina 13,20). Słoneczko się schowało i zrobiło się od razu jakoś tak PONURO.
Żyję już ładnych kilkadziesiąt lat na tym świecie, ale nie pamiętam tak deszczowego grudnia. Owszem, bywało bez śniegu, bywał śnieg od razu z odwilżą. Ale ulewy? Nie pamiętam ...
Cóż, trzeba przywyknąć, że coraz częściej będziemy mieli "angielską" pogodę, szczególnie nad morzem. A później nadejdzie epoka lodowcowa i ... Mam nadzieję, że tego już nie dożyję chociaż mam zamiar żyć 120 lat (hi... hi... hi...).
Ten rok był wyjątkowo skąpy w ładną, słoneczną pogodę. Głównie kiedy byłam na działce i miałam zamiar opalić się na mahoń. I kicha. Ile razy wyjechaliśmy - padało. Tak "padających" wakacji jeszcze nie było. Owszem, czasem padało po kilka dni. Ale cały tydzień!? Albo dwa tygodnie!? Koszmarny koszmar!!!
Może nadchodzący rok będzie łaskawszy?
No właśnie - za kilka dni koniec roku 2016.
Nie był najgorszy z mojego punktu widzenia (poza pogodą). Zostałam "zasłużoną" emerytką, urodziła mi się wnusia (pierwsza dziewczynka, poza nią jest trzech chłopaków), zdrowie jako takie (na razie "jako" - zobaczymy dalej co się wykluje).
Nic rewelacyjnego (poza wnusią).
Ale najgorsze jest to, że nawet szampana na Sylwestra nie wypiję, chyba że bezalkoholowego. Jeszcze miesiąc będę brała silny antybiotyk (o tym napiszę kiedy indziej bo warto, na razie czekam na efekty kuracji).
Na Sylwestra nigdzie się nie wybieram. Będę pilnowała męża i kotki. Biedna kicia znowu pewnie schowa się o północy pod łóżko przed petardami. Chociaż ostatnimi laty było u nas na osiedlu spokojniej. Może dlatego, że dzieci w wieku mojej latorośli już urosły, ich rodzice nieco się postarzeli, a najmłodsze pokolenie jeszcze jest za małe na petardy. I oby tak zostało. Jak zechcę pooglądać fajerwerki to pojadę na 10 piętro mojego bloku skąd mam widok na prawie całe Trójmiasto.
I tym optymistycznym akcentem kończę na dzisiaj. Idę do kuchni grzać rosół z wiejskiej kurki. Mniammmmm.......
A Wam, kochani, życzę WIELKIEJ SZCZĘŚLIWOŚCI W NADCHODZĄCYM 2017 ROKU!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będę usuwać wszystkie wulgaryzmy i seksistowskie propozycje.