Witajcie w Nowym Roku.
Sopot, 07.01.2017
Styczeń to tradycyjnie czas zabaw - karnawał. W tym roku dość krótki, do 25 lutego. A może mnie się tylko wydaje, że krótki?
A skoro zabawa to i tradycyjne słodkości. Pączki, faworki czy chrusty, ciasta wszelakie.
Jestem już w tym wieku, że nie wskazane jest objadanie się słodyczami. Ale ....
Dzisiaj przepis na "Chruściki Babci Teresy".
Nigdy nie rozumiałam różnicy między faworkami a chrustem. Moja mama, czyli Babcia Teresa dla moich dzieci, mówiła, że faworki są grube i robione na cieście z dodatkiem drożdży, chrust jest ze zwykłego ciasta jak na pierogi. No może nie do końca jak na pierogi ale podobnego. Coś w tym jest.
Chruściki mojej mamy były przepyszne. Kruchutkie tak, że trudno je było ująć w palce i przenieść do buzi bez rozkruszenia. Rozpływały się w ustach.
I tu krótka, historyczna historyjka:
Jako dziecko pomagałam mamie przy chruście. Najpierw przy przewijaniu pasków, potem cukrowaniu - pudrowaniu, jak już podrosłam smażeniu. W końcu, pod bacznym okiem mamy, robieniu także ciasta. I wychodziły - jak marzenie. A ile śmiechu przy tym było! Oczywiście co drugi lądował w naszych buziach "bo się rozpadł". Z porcji na dwa wielkie talerze, do przyjścia taty z pracy wieczorkiem, przeważnie zostawała zaledwie jedna patera a my na chrust patrzeć już nie mogłyśmy :)))
Wyszłam za mąż i postanowiłam zrobić chruściki mojej mamy. I.... dno. Wyszedł chrust dobrze wysuszony, pewnie z drewna dębowego, bo twardy. Spróbowałam drugi raz - to samo. Przepis się zgadzał - tylko ręka chyba nie ta, albo raczej oko (wszak przy mamie moją ręką wychodziły).
Córka podrosła i postanowiła, że ona zrobi chrust Babci Teresy. Wyobraźcie sobie - jej WYSZŁY! I to nie przypadek. Zawsze jej wychodziły.
Stąd wniosek prosty - genetycy się nie mylą, wszystko przechodzi z babci na wnuczkę. I coś w tym jest. Moja babcia, mama mamy, przepięknie dziergała na drutach i szydełku, druga babcia dodatkowo pięknie haftowała. Moja mama ni w ząb - ani igła, ani druty, ani szydełko. Za to ja - jak najbardziej, wszystko. Tylko dopatrzeć się nie mogliśmy pośród przodków, po kim odziedziczyłam zdolności malarskie i rzeźbiarskie - ale to już inna bajka.
CHRUŚCIKI BABCI TERESY
Składniki:
- 2 - 3 żółtka (zależy od wielkości jaj),
- 2 łyżki stołowe kwaśnej, gęstej śmietany,
- 1 łyżka octu lub spirytusu,
- 1/2/ kg mąki i więcej (tyle, żeby ciasto było miękkie jak na pierogi),
- cukier puder i wanilia lub cukier wanilinowy,
- smalec min. 1/2 kg lub olej do smażenia,
- szeroki rondel lub garnek do smażenia.
Wyrobić ciasto. Mąkę dosypywać ostrożnie, gdyż nie używamy tu wody w razie nadmiaru.
Na chwilę odstawić (ok. 10 min.). W tym czasie przygotować olej lub smalec (na smalcu lepsze) - wstawić na średni ogień i podgrzewać.
Ciasto rozwałkować jak najcieniej lekko podsypując mąką, aby się nie przyklejało do podłoża. Ma być widoczny wzorek na desce. Pokroić na paski radełkiem lub nożem o szerokości 2 - 3 cm i długości 10 - 12 cm. Pośrodku każdego paska zrobić nacięcie wzdłuż.
Przewinąć chruścik i odłożyć na ściereczkę lub inny podkład. Ważne, aby się nie przyklejały do podłoża. Musimy zrobić wszystkie, gdyż podczas smażenia nie będzie czasu na robienie. Zrobione można przykryć ściereczką zabezpieczając przed wysychaniem. Ale z doświadczenia podpowiem - nie ma to znaczenia. Jeżeli mamy pomocnika możemy przystąpić do smażenia po zrobieniu pierwszej partii. Pójdzie szybciej.
Sprawdzamy tłuszcz. Musi być gorący ale nie palić od razu ciasta. Wrzucamy zatem kawałek ciasta do garnka - jeżeli od razu spieniony wypłynie na wierzch - tłuszcz ma odpowiednią temperaturę. Należy zmniejszyć ogień i pilnować, aby z kolei za bardzo nie ostygł.
Chruściki smażymy z obu stron na lekki kolor rumiany (o ile "rumiany" jest kolorem, a za bardzo wysmażone robią się twarde i gorzkawe).Wyjmujemy widelcem na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym do obcieknięcia z tłuszczu (kiedyś nie było ręczników, służył do tego celu papier toaletowy szary). Warstwy ręcznika należy często zmieniać, aby tłuszcz miał gdzie wsiąkać.
Posypujemy przez sitko cukrem pudrem zmieszanym z wanilią lub cukrem wanilinowym (wystarczy odrobina, chodzi tylko o zaznaczenie aromatu wanilii).
Przekładamy warstwami na duży, płaski talerz lub paterę.
Z tego ciasta można też zrobić "Róże Karnawałowe".
Wycinamy w tym celu krążki o różnej średnicy (kubkiem, szklanka, szklaneczką, kieliszkiem i czym tam mamy), nacinamy je wokół do środka na głębokość ok. 1/3 średnicy. Mama robiła trzy krążki na jedną różę, córka zrobiła siedem (przesada). Krążki sklejamy pośrodku za pomocą kropli białka (zanurzamy palec w białku, dotykamy ciasta i nakładamy następny krążek) - należy docisnąć jeden do drugiego (z wyczuciem, mają się tylko skleić)
Do gorącego tłuszczu wrzucamy różyczki najpierw górą do dołu, aby kwiatek mógł się "rozwinąć", potem odwracamy i dosmażamy spód. Do różyczek potrzebny jest "głębszy" tłuszcz niż do samych chruścików.
Postępujemy z nimi tak samo jak z chruścikami pamiętając, aby najpierw wyłożyć je "do góry nogami" żeby nadmiar tłuszczu spłynął spomiędzy płatków.
Przedstawione tutaj chruściki i zdjęcia zostały zrobione przez moją córkę i Wam udostępnione ku ogólnej radości.
Miłej zabawy i... SMACZNEGO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będę usuwać wszystkie wulgaryzmy i seksistowskie propozycje.