Las i jego tajemnice

wtorek, 13 marca 2018

Złoto spada z drzew - wrzesień 2017

Dzień dobry Fankom i Fanom.

Tak jak obiecałam, w wolnej chwili śpieszę nadrobić leśne opowieści.

Wrzesień to przedziwny miesiąc szybkich zmian.

Na początku miesiąca jeszcze jest zielono, czasem słonecznie (dawniej bywało lepiej). Jeszcze ciepło. Akurat pogoda na leśne spacery i ... ulubione grzybobranie (ha ha ha.... ślimaki jeszcze nie odpuściły).
Powoli jednak, w takt mijania dni, las staje się najpierw bardziej kolorowy, by na koniec września pokazywać nam swoje pierwsze nagie gałęzie.
Mówi się, że dopiero w październiku jest "Złota jesień". Jednak ten czas się przesunął i już w ostatnim tygodniu września można było podziwiać pięknie wyzłocone brzozy, klony i jawory.

Pierwsze jesienne złote liście spadały z brzóz. Małe listeczki błyszczały pośród jeszcze zielonego runa. Później pojedyncze, kolorowe klony, jawory, by pod koniec miesiąca dołączyły pierwsze buki i dęby.

Deszcz padał bardzo często tworząc błyszczącą biżuterię na liściach traw.

Przyłapany na gorącym uczynku. Za chwilę pozostanie tylko resztka grzybowej nóżki.
Pierwsze bukowe liście przybrały "słoneczny" kolor.

Już niedługo wszystkie krzewy Czarnego bzu obsypią się owocami.
W naszej okolicy jest sporo krzewów Czarnego bzu. Wiosną, obsypane białym kwieciem, pachną na całą okolicę. Jest u nas sporo chętnych do zbierania tych darów lasu. Na szczęście krzewy są dość wysokie. Sporo kwiatów i owoców zostaje na szczycie. Nikt przecież do lasu nie chodzi z drabiną. :)))

Łąka, która jeszcze nie tak dawno zachwycała barwami kwiatów różnych ziół niskopiennych, teraz żółci się wyniosłą Nawłocią kanadyjską.
Ciekawe, jak ta roślina, sprowadzona do Polski jako ozdoba ogrodów, opanowała wszystkie łąki i inne dogodne miejsca. Rośnie praktycznie wszędzie.


Mały, przytulony do wielkiego dębu kasztanowiec, przebarwia jesiennie swoje liście.
Ten kasztanowiec musiał być przyniesiony w czyjejś kieszeni. Najbliższe takie drzewa, rodzące owoce, są w głównym mieście Sopot. Kilka kilometrów od miejsca, gdzie to maleństwo rozpoczęło swoją przygodę w zdobywaniu przestrzeni.

Jeden z nielicznych, które jeszcze oparły się ślimakom.

Ta "surojadka" , czyli Gołąbek jasnożółty (ponoć jadalny, ale ja tam do końca atlasom nie wierzę), już został nadgryziony.
Gołąbki to chyba najliczniejszy gatunek jeżeli chodzi o odmiany i kolory. Niektóre są jadalne, inne silnie trujące. Do zbierania tylko dla znawców. Ja się nie odważam - zbyt łatwo o pomyłkę. Wyznaję zasadę - czego nie zbierali rodzice ja też nie będę zbierała. Mądre???

Z dębu, podczas wichury, spadła kolorowa gałązka dębu. Przypomina świąteczny stroik.
Dęby tylko na początku jesieni przybierają takie "słoneczne" barwy. Później liście robią się brązowe.

Złamany konar buka stał się pożywieniem dla wielu. Zielone mchy i białe huby stanowią niezwykłą. leśną ozdobę.

Pośród zielonych jeszcze buków, dębów i drzew iglastych, w słońcu złocą się już całe korony brzóz.
Brzozy jako pierwsze zrzucają swoje liście. Kiedy wszystko jeszcze się zieleni lub mieni złotymi i czerwonymi barwami, brzozy zaczynają pokazywać swoje nagie gałązki.


Dla maniaka grzybowego (to JA!) takie zbiory to masakra. Cztery godziny chodzenia po lesie i ... Marne resztki po ślimakach.

Młode pieczarki w osiedlowym "zagajniku". Tych ślimaki nie ruszają (???)
Ten zagajniczek jest rzeczywiście malutki. Na niewielkim wzniesieniu przy skrzyżowaniu osiedlowych dróg. Ale pieczarki rosną w nim jak "głupie". Zresztą nie tylko tam. Na wszystkich osiedlowych trawnikach wyrastają całkiem dorodne osobniki. Kiedy jeszcze nie było zwyczaju koszenia trawy (która jeszcze nie urosła ... Ha ha ha...) pieczarek było więcej. Chętnych na ich zbieranie też nie brakowało. Sama do nich należałam. W tym roku niestety te nieliczne, które przetrwały koszenie trawy, były bardzo robaczywe.

Coraz bardziej jesiennie kolorowo.

Uff... Im bliżej końca miesiąca (chłodne noce i poranki) tym mniej paskudnych ślimaków. Jest nadzieja! Tutaj Łysak penetrujący (niejadalny).

Tyle zostało z małej kurki (Pieprznik jadalny).

Porównanie resztek kurki z całkiem okazałym owocem dębu.

Nasze osiedlowe pieczarki, nie zeżarte przez ślimaki, wyrosły na okazałe grzyby (robaczywe!).

Poszukując grzybów jadalnych wielokrotnie (czyli zdrowych dla ludzi) ucieszyłam się na widok pomarańczowych łepków.
Tym bardziej ucieszona, że było ich dużo i nie były tak bardzo zeżarte. Pomknęłam na szczyt leśnego wzgórza niczym kozica nadmorska (byłam w połowie wzgórza, a owe grzybki rosły na szczycie - dalekowzroczność ma swoje zalety). I cóż za rozczarowanie! TO  NIE  KURKI !!! Trafiłam na gniazdo Kolczaka obłączastego - jeszcze młode osobniki. Młode ponoć jadalne, starszawe gorzkie. NIE  ZBIERAM ! Z żałością wielką powlokłam się swoimi ścieżkami w poszukiwaniu tego, czego już nie było :(((

Nareszcie coś miłego dla oka - nasz rodzimy ślimak.

Ostatni (?) borowik.

Osiedlowy Czarny bez obsypany w tym roku owocami.

Piękno jesieni.
 





Ślimaków było coraz mniej, ale i grzybów także. Tak kiepskiego roku na grzyby nie pamiętam. Dobrze, że miałam zapasy. Co dziwniejsze, wszyscy piali z zachwytu nad wysypem. A w Naszym Lesie - nic. Pojedyncze sztuki czy kępki. I co dziwniejsze - ani jadalnych, ani niejadalnych. Coś ta przyroda nakombinowała. Może w przyszłym roku????

I tym optymistycznym akcentem kończę wpis za wrzesień 2017 roku.

Buziaki :)))